Etykiety

poniedziałek, 9 marca 2015

Tydzień w zdjęciach cz. 2

Wyświetlanie IMG_20150309_112129.jpg

Główna kwatera dowodzenia, czyli plany na najbliższy miesiąc, który zapowiada się dosyć ciekawie.


 Wyświetlanie MyCollage_2.png

 Za to w niedzielę pyszny obiad z pieczonymi batatami, a do tego odrobinę przedwczesne świętowanie urodzin i imienin Zbyszka. Minimalistycznie, acz bardzo miło i rodzinnie.




A ta piosenka w wersji z czwartkowego karaoke chodziła mi po głowie przez cały tydzień.

Tydzień w zdjęciach cz.1

Ostatni tydzień był dla mnie dosyć ciężki. Powrót na uczelnię, rzucenie się w wir wydarzeń, planów i obowiązków. Zobaczmy dokładniej jak to wyglądało!

 
Wyświetlanie MyCollage_4.png

Zaczęło się niewinnie. Śnieg, deszcz, błoto... i oczywiście w efekcie brudne glany.

 Wyświetlanie MyCollage_3.png


Przez zmienną pogodę i bieganie w deszczu, śniegu i mrozie dopadło mnie przeziębienie. A na chorobę najlepsza jest pyszna herbatka! Skoro tak, to zawsze w ślicznym kubeczku. Te dwa urzekły mnie od pierwszego wejrzenia! Dorwałam je już jakiś czas temu na poświątecznej wyprzedaży w Tesco. Jedna sztuka kosztowała mnie całe... 1,49 zł!

cdn... Cóż, wygląda na to, że nie potrafię się zmieścić w jednym poście.

wtorek, 3 marca 2015

Ulubieńcy miesiąca - luty

Dawno mnie nie było, chociaż miałam zamiar pisać dużo częściej... Ale sesja, później tydzień odpoczynku po sesji i tak jakoś zleciało, że nawet nie zauważyłam, kiedy zaczął się marzec. Nie przedłużając zatem, oto lista moich ulubieńców w lutym. Kolejność przypadkowa.
Zacznę może trochę przewidywalnie od produktów włosowych, które są jednocześnie ulubieńcami, jak i nowościami w mojej kosmetyczce.

1. Olej kokosowy
Dostałam go od mamy, której wybór padł na olej rafinowany, więc niestety nie zachwyca on zapachem kokosu... Właściwie nie ma żadnego zapachu, co z początku uważałam za minus, jednak z biegiem czasu uznałam to jednak za swoisty plus. W koncu ileż różnych zapachów można zmieszać jednocześnie na włosach? Tym, co mnie zdziwiło, był fakt, że olej nie pozostawia włosów w ciężki sposób oblepionych tłuszczem, jak w przypadku chociażby oliwy z oliwek. Również przy stosowaniu na skórę szybko się wchłania, nie zostawiając żadnego tłustego filmu. Moja skóra lubi olej kokosowy sam w sobie, natomiast na włosy lepszy wpływ ma wymieszanie go z innym kosmetykiem bądź olejem, niemniej jednak zdecydowanie przypadł mi do gustu jako kosmetyk uniwersalny. Dobrze sprawdza się również na twarzy jako nieco cięższa baza pod zbyt lekki krem-nie powoduje wzmożonego błyszczenia ani przetluszczania skóry mieszanej. Jest do tego mega wydajny. Zdecydowanie kupię kolejne opakowanie, kiedy obecne się skończy.

2. Oliwa z oliwek
Zdecydowanie ulubieniec wszechczasów, zarówno mojej skóry jak i włosów. Co tu dużo mówić, po prostu działa cuda, a włosy błyszczą się po niej jak żywe złoto.

3. Maska Life Complete Repair z SuperPharm
Kupiona właściwie przez przypadek na promocji, widocznie poprawiła kondycję włosów. Idealna do stosowania raz na jakiś czas, gdyż zbyt często używana ma tendencję do obciążenia włosów. Zapach może być kwestią sporną-mnie osobiście na samym początku odrzucił, ale później po prostu się w nim zakochałam.

4. Maska Kallos Keratine
Znana firma, znany produkt, więc za bardzo nie będę się rozpisywać. Jako maska się u mnie nie sprawdziła, chyba że wzbogacona domowym sposobem i użyta jako baza na właściwą maskę, za to sprawdziła się bardzo dobrze do mycia włosów.

5. Oliwka dla dzieci BabyDream
W końcu coś nie o włosach? Krótko o na temat. Zapach stricte dziecięcy, aczkolwiek przyjemny. Dobrze się wchłania, pozostawia lekko tłustawy film, ale nie jest lepiąca i nie przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu. Pozostawia skórę gładką i miękką w dotyku. Idealnie sprawdza się również przy zmywaniu makijażu wodoodpornego. Zdecydowanie kupię kolejne opakowanie, biorąc pod uwagę, że oliwki dla dzieci innych znanych firm okropnie wysuszają mi skórę.

6. Krem do rąk Isana Med Urea
W związku ze świątecznymi przygotowaniami, po walce z kurzem i brudem, oraz przede wszystkim dzięki myciu rąk i naczyń co minutę przy przygotowywaniu świątecznych pysznosci, przez cały styczeń zmagałam się z pękającą i dosłownie schodzącą płatami skórą dłoni. Nic nie pomagało... Aż w lutym przypomniałam sobie o tym cudownym kremie. Wystarczyło posmarować dłonie doslownie kilka razy, by problem zupełnie znikł. Teraz już zawsze będę nosić ten krem przy sobie w torebce.

7. i 8. Migdały/orzechy nerkowca wasabi
Opiszę te dwa punkty razem, gdyż sa właściwie opcjami tego samego produktu-przekąski o smaku wasabi zakupione w Lidlu podczas tygodnia azjatyckiego. Po prostu się w nich zakochałam i jeśli tylko byłyby dostępne w ciągłej sprzedaży, kupowałabym je na okrągło. Jeśli ktoś jest fanem bardzo pikantnych przekąsek, a do tego uwielbia wasabi tak jak ja, zdecydowanie powinien tego spróbować.

9. Zniszcz ten dziennik
Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba przeżyć samemu. Póki co jestem w trakcie aktu destrukcji i bawię się przy tym jak małe dziecko. Niesamowity, po prostu genialny pomysl. Polecam nie tylko wszystkim wariatom, ale i bardziej poważnym osobom-pomoże Wam się zdystansować w stosunku do otoczenia, jak i do samych siebie.

Wow, wyszło dosyć sporo ulubionych rzeczy, ale i wybór nie był wcale prosty. Mam nadzieję, że ktokolwiek w ogóle dotarł do końca tego wpisu. A jakie były Wasze ulubione rzeczy w lutym?

niedziela, 15 lutego 2015

TAOTAO SŁODKO - PIKANTNY SOS CHILLI

Moja relacja z testu!

TestMeToo - dołącz do nas

CELIA WOMAN SATIN MAT - RECENZJA

Lekki krem - baza nawilżająco - matujący do cery normalnej, mieszanej i tłustej na dzień/noc. Jak mi się z nim żyło? Przekonajmy się!

http://wizaz.pl/kosmetyki/foto/61419_500.jpg
(źródło zdjęcia: wizaz.pl)


Informacje producenta:

Polecany dla kobiet w wieku 18-35 lat.

Super lekka formuła kremu, stworzona w oparciu o najnowsze odkrycia naukowe, wykorzystująca kompozycję trzech naturalnych olejków: arganowego, z makadamii i z oliwek, wzbogacona o mikro-perły matujące.

Nawilża i matuje skórę.

Efekty stosowania kremu:
Skóra jest optymalnie nawilżona, wypoczęta i idealnie matowa.
Czym się wyróżnia?
-Ma lekką konsystencję i szybko się wchłania.
-Jest idealny pod makijaż, który można wykonać zaraz po nałożeniu kremu.
-Nawilża przez 24 godziny.
-Reguluje wydzielanie sebum.
-Nie blokuje porów i nie powoduje wyprysków.

Sposób użycia:
Rano i wieczorem nałożyć krem na oczyszczoną skórę twarzy, szyi i dekoltu.

Składniki: Aqua, Glycerin, Alcohol, Isopropyl Palmitate, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Argania Spinosa Kernel Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Olea Europea Fruit Oil, Butylene Glycol, Spiraea Ulmaria Extract, Methyl Methacrylate Crosspolymer, DMDM Hydantoin, Iodopropynyl Butylcarbamate, Disodium EDTA, Methylisothiazolinone, BHA, Sodium Hydroxide, Parfum.

Do tego widoczne na opakowaniu hasło: "Bez parabenów, silikonów, barwników, alergenów i parafiny."
~~~~
Krem znalazłam w biedronce, a właściwie znalazła go moja mama, która po prostu kupiła mi go, ponieważ wiedziała, że właśnie kończył mi się poprzedni krem matujący. Cena nie była powalająca, ponieważ kosztował 8,99 zł za opakowanie 50 ml. 
Zaczynając od opakowania widocznego na zdjęciu - ładne, błyszczące, przykuwające uwagę. Sam produkt zamknięty jest w dosyć eleganckiej, zakręcanej tubce, również błyszczącej. Nie wygląda jakoś szczególnie "tanio", jeśli wiecie o co mi chodzi. Tubka jest wygodna w użyciu i nigdy nie miałam z nią żadnych nieprzewidzianych problemów; jest dosyć miękka, więc nawet przy końcówce produktu nie ma większych kłopotów z wyciśnięciem zawartości.
Konsystencja samego kremu jest bardzo lekka, idealna na lato, ale również dobrze sprawdza się u mnie w zimie, kiedy stosuję krem matujący na inny, bardziej tłusty krem ochronny. Zapach bardzo przemówił mi do gustu, jest elegancki i jednocześnie nie zbyt intensywny, także nie przeszkadza i nie gryzie się z zapachem innych kosmetyków. Bardzo dobrze się wchłania, nie pozostawia na skórze filmu, nie roluje się i faktycznie jest idealny jako baza pod dalszy makijaż. Jedyny -nazwijmy to - "minus" lekkiej konsystencji kremu, to fakt, że w okresie wzmożonego łuszczenia naskórka, które czasem mi się zdarza, krem jest zbyt lekki i skóra nadal się łuszczy. Na szczęście nałożenie drugiej warstwy niweluje zupełnie tę niedogodność. 
Krem jest niezwykle wydajny. Kupiłam go bodaj w czerwcu bądź lipcu. Mamy połowę lutego, a ja nadal go mam. Końcówka, ale na kilka użyć powinno wystarczyć. Używałam go prawie codziennie, także uważam, iż za tę cenę na prawdę warto. 
Zgodnie z zapewnieniami producenta nie zapycha porów i nie powoduje wyprysków. Nie zauważyłam również żadnych podrażnień ani reakcji alergicznych, mimo iż mam bardzo wrażliwą skórę. Jeśli chodzi o sam efekt matujący - czyli to, co dla nas jest w tym kremie najważniejsze. Skóra nie jest może "idealnie matowa", jak mówią napisy na opakowaniu, ale efekt matujący jest dosyć dobry i długotrwały. Po nałożeniu na ten krem jednej warstwy pudru, do końca dnia nie musiałam się już martwić, że za bardzo się błyszczę. Połysk owszem był, ale bardzo lekki i naturalny. A powiedzmy sobie szczerze, że skóra nie może też być zbyt matowa, gdyż wygląda to wtedy bardzo nienaturalnie, a w dodatku postarza. 
Nie używałam go na noc, jak radzi producent, z dwóch powodów. Po pierwsze uważam, że jest za lekki - na noc lubię mieć na twarzy coś cięższego i o wiele bardziej tłustego. Drugi powód jest dosyć trywialny - kto w ogóle potrzebuje kramu matującego NA NOC?? Nie wiem, ja nie mam problemu z tym, że w nocy błyszczy mi się twarz. Przecież i tak jest ciemno i tego nie widać, kiedy się śpi! 

PLUSY:
-cena
-ogromna wydajność!
-lekka konsystencja - idealna nawet na największe upały
-nie zapycha i nie przyczynia się do powstawania wyprysków
-doskonały efekt matujący
-skóra miękka i gładka w dotyku po aplikacji
-szybko się wchłania i nie roluje się
-idealny pod makijaż
-wygodne opakowanie

MINUSY:
-dostępność

Moja ocena: 5/5

Od dłuższego czasu szukam go w sklepach, więc na pewno kupię kolejne opakowanie (lub od razu dwa...) jeśli tylko na nie trafię! Zakochałam się w tym kremie, więc na pewno na dobre zagości on w mojej kosmetyczce.

NO.1! :D

Witam wszystkich, którzy w przyszłości być może pojawią się na tym blogu - bo póki co nikogo tu na pewno nie ma. :D


Bez zbędnych ceregieli, jestem Van. I pod tą nazwą można mnie znaleźć w wielu miejscach w sieci. Studiuję na Politechnice kierunek, który budzi grozę w "normalnych" ludziach, aczkolwiek posty na blogu nie będą raczej z tym tematem związane. 
Kurcze, przedstawienie się i opisanie po krótce tematyki bloga nie jest wcale takie proste. Chyba sama jeszcze nie wiem co na nim będzie się pojawiać. 
Mam w planach cotygodniowe wpisy, zakrawające głównie o recenzje kosmetyków, ale też o kuchnię, może trochę i o życie codzienne. Myślę, że z czasem wszyscy przekonamy się o tym w praktyce.
Można się ze mną skontaktować za pomocą maila: eksperymenty.testy@gmail.com
lub Facebooka: facebook.com/eksperymentytesty
A póki co, przejdę po prostu do rzeczy, czyli do recenzji pierwszego produktu.
Pozdrawiam i zapraszam do lektury.